Hard Dog Race Base Poland, czyli ekstremalny bieg z przeszkodami z psem.

15:57:00

Kiedy emocje opadły, a w internecie dostępna jest już pełna fotorelacja, można trochę powspominać.
Od dłuższego czasu z ogromną fascynacją oglądałam fotki z biegów z przeszkodami w stylu RUNNMAGEDON, ale czegoś mi w tym wszystkim brakowało.
I nagle jak z nieba spadła informacja o HARD DOG RACE. Początkowo podeszłam bardzo sceptycznie do tematu, tym bardziej, że w tym terminie mieliśmy być w Rumuni. Jednak w głębi przeczuwałam, że w jakiś niewyjaśnionych okolicznościach pewnie tam zawędruje.

Krzysztof Jarzyna ze Szczecina, ja i Nastka
„Będziesz zmęczony, będziesz cały obolały, będziesz pokryty błotem. Ale na samym końcu, gdy przekroczysz linię mety wraz z psem, pozostaje tylko radość zwycięstwa. Poczujesz się dumny! Dumny z siebie, swojego psa, z Was obojga!”

Po takiej zapowiedzi nie mogło być inaczej.
Jak już wspomniałam TUTAJ, droga do Rumunii zakończyła się w Karkonoszach. Kolejny z pierwotnych planów zakładał, że wrócimy trochę okrężną drogą z przystankiem w Dąbrowie Górniczej. Jako, że pierwotne plany lubią się zmieniać, tak było i tym razem.
Z gór wszyscy wróciliśmy do Szczecina wcześniej na tyle, żeby dosłownie zrobić pranie, odespać podróż i same
z Nastką, Panem Lexem i Rastą udaliśmy się w kolejną podróż do….

Nasz Dream Team
…Krakowa. Tak, to dodatkowe ponad 60 min drogi ze Szczecina, ale będąc fanem jedzenia nie można nie zahaczyć o MOMO . Noc spędziłyśmy w Krakowie i z samego rana ruszyłyśmy w kierunku Motocrossu w Dąbrowie Górniczej.
W MOMO, czekając na żarełko.
Całą drogę padało, więc kiedy dojechałyśmy na miejsce wszędzie było błoto. Oczywiście taki był zamysł organizatorów, ale myślę, że pogoda troszeczkę pomogła podnieść im poprzeczkę. Na temperaturę niestety wpływu nikt nie miał, a termometr wskazywał zaledwie 9 stopni.
W Krakowie trafił nam się super nocleg, dzięki portalowi couchsurfing.
Patryk - jeszcze raz dzięki za gościnę. Jak widać Rasta nie miała zamiaru się stamtąd nigdzie ruszać.
Hard Dog Race to ekstremalny bieg z przeszkodami z psem. Pomysłodawcami i organizatorami pierwszych edycji byli Węgrzy. Pierwszy raz poza granicami został zorganizowany w Polsce we współpracy z polską ekipą.
Biegi HDR mają kilka poziomów trudności. W Dąbrowie odbyła się edycja BASE – czyli 6 kilometrów
i 16 przeszkód. Uczestnicy startowali falami co 15 minut od godziny 9:00 do 18:00.

Wiedząc, że po biegu będziemy wracać prosto do domu, nie chciałyśmy zrywać się skoro świt, w końcu poprzedni dzień spędziłyśmy cały w podróży, jadąc chyba najbardziej okrężną trasą. Uznajmy wersję, że bardzo lubimy zwiedzać. Zapisałyśmy się na start na godzinę 12:15.


Nie startowałyśmy jednak same. Mając tak samo zakręconych znajomych, w Dąbrowie dołączył do nas kolega, który również lubi podróże i do Dąbrowy ze Szczecina jechał przez Łódź i Warszawę (dokładnie w tej kolejności).

Mimo iż rejestracja zawodników, przegląd psów i odbiór pakietów startowych odbywały się bardzo sprawnie, zanim pojawiliśmy się na starcie około godziny 12, wszystko już mięliśmy w błocie. Generalnie ciężko było zorientować się kto już biegł, a kto dopiero czeka na swoją kolej.



Oczekiwanie na start było najgorsze. Miałam wrażenie, że wszyscy się nam przyglądają. W naszej fali startował Rafał i Flott, team, który wygrał cały bieg. Do dziś Pamiętam zastanawiający wzrok Rafała, kiedy spojrzał na Rastę siedzącą na ławce przed linią startu. Dziewczyna ewidentnie nie miała zadowolonej miny, wręcz wyglądała jakby na wszystko dookoła patrzyła z obrzydzeniem i zażenowaniem, za to Flott, aż rwał się do startu.

12:15 ruszyliśmy. W pierwszej sekundzie z widoku zniknął Flott ze swoim panem, a zaraz po nich nasz Jarzyna ze Szczecina z Tajgą.
My zapisując się na bieg założyłyśmy, że nie liczmy czasu. W sumie to były pierwsze nasze zawody
z przeszkodami z psami, a dla Nastki w ogóle pierwszy start z czworonogiem. Nie do końca wiedziałyśmy jak rozłożyć siły i czego się spodziewać na trasie. Dlatego postanowiłyśmy, że naszym celem jest pokonanie wszystkich przeszkód wspólnie pokonując trasę. Owszem można było je zaliczyć robiąc 30 karnych przysiadów, ale nas to nie satysfakcjonowało. Dodatkowe emocje pojawiały się na myśl o przeszkodach wodnych – ja przecież nie potrafię pływać, a przy moim wzroście może się okazać, że będzie za głęboko.
Po kilku chwilach od startu pojawia się pierwsza przeszkoda. Wyglądała niepozornie, a okazała się kałużą po pas. Nie wiem kto z naszego teamu zdziwił się bardziej, ale ja zaliczyłam nura. Poślizgnęłam się, wleciałam głową pod wodę o błotnistym zabarwieniu, a kolanem przywaliłam w kamień. Pierwsza myśl, że właśnie mam po biegu,
ale widząc determinację jaką złapała Rasta, nie mogłam odpuścić.

Fot. Konrad Morawski
„Sześć nóg, dwa serca, jedno zwycięstwo!” teraz już rozumiem znaczenie tych słów. Po przejściu pierwszej przeszkody wszystko było już z górki, albo pod górkę. Poza wodą trochę się stresowałam zbiegami z górek. Wszędzie błoto, dodatkowo trasy wydeptane przez niemałą liczbę uczestników, w końcu startowali od 8 rano. Więc wystarczy, że pies lekko pociągnie i w najbardziej optymistycznej wersji zjazd na tyłku gwarantowany.
Ku mojemu zaskoczeniu Rasta zachowywała się, jakby ktoś wcześniej jej wyjaśnił kiedy i co ma robić. Pomijając incydent w pierwszej przeszkodzie, nie zaliczyłam ani jednej gleby. Moja psica sama z siebie zatrzymywała się
co 2 kroki, zerkając tak jakby pytała czy wszystko ok i czy sobie radzę. A przecież górek było kilka, dodatkowo
na jedną trzeba było wejść i zejść niosąc wielki worek psiej karmy, albo keg po piwie. Moja cudowna Rastolinka nie pociągnęła mnie z górki ani razu, za to na podbiegach kilka razy jej się zdarzyło ułatwiając mi tym sposobem wspinaczkę. Wspólnie pokonałyśmy WSZYSTKIE przeszkody!



Na trasie była wielka palisada, kałuże, część trasy, która nie przebiegała po górkach była ogromną ilością piachu, w których grzęzły nogi, a tam do przejścia m.in. psie budy, kilka przeszkód z oponami, tunele do przejścia
na czworakach lub czołgania się, a na sam koniec basen z wodą przykryty kratą.
Fot. Cybercatphoto
Sporo osób zamiast tej ostatniej przeszkody wybrało karne przysiady. Niemało psów nie myślało nawet o tym by wejść pod kratę i przepłynąć na drugi brzeg, za to próbowały wskakiwać na górę. Nam się udało,
schowałyśmy swoje lęki w buty i to zrobiłyśmy! Realizując w ten sposób założony cel.
Nastka z Lexem po pokonaniu ostatniej z przeszkód. Fot. Konrad Morawski
Jestem z nas strasznie dumna i wiem, że to dopiero początek naszej przygody z HDR. Zdecydowanie przyjemniej się biega w takich warunkach niż nudne 10 km bez przeszkód. Jeśli tylko pojawi się okazja, będę chciała sprawdzić nasze siły w edycji WILD składającej się z 12 km i 22 przeszkód. Tymczasem zacieram ręce na kolejny HDR BASE 28 kwietnia, 2018 w Piliscsév. Czy się uda wystartować czas pokaże, ale w kalendarzu data wpisana, ktoś już planuje się z nami zobaczyć na Węgrzech?
Inteligentnie nie zabrałam ze sobą dresów na powrót, więc w drodze powrotnej do ZS prezentowałam się tak :) 
Jeśli chcecie zobaczyć to w rzeczywistości wyglądało, zapraszam do obejrzenia
FILMIKU znajdującego się TUTAJ.

Była moc!

Follow my blog with Bloglovin

You Might Also Like

5 comments

  1. Kamila podziwiam Cię i to co robisz i to, że to musi być mimo zmęczenia bardzo ekscytujące. Twoje wyjazdy, biegi, wycieczki widać, że jest to coś co kochasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana to jest nic przy Twoich codziennych szaleństwach z maluchami, to dopiero wyczyn!
      Prawdą jest jednak to, że nie potrafię usiedzieć na zadzie zbyt długo i uwielbiam wszelakiej maści szwendaczki w towarzystwie stada ;)

      Usuń
  2. To nie tylko ja o mały włos nie zabiłam się na pierwszej wodnej przeszkodzie :D Mądre te nasze psy, Tajga też często się oglądała czy wszystko ze mną ok ;) idealnie wpasowała się w moje emeryckie tempo, mimo, że sama mogłaby zasuwać o wiele, wiele szybciej. My czekamy na kolejna edycję w Polsce, bo bez samochodu ciężko się wybrać gdzieś dalej :/
    Pozdrawiamy! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj tam, trzeba się organizować i wszyscy dadzą radę ;) Nie chce nic mówić, ale Jarzyna obecnie zamieszkuje w Wawie i pewnie stamtąd będzie jechać wraz ze swoją Tajgą ;) Myślę, że jedna Tajga w tą czy tamtą na pokładzie nie zrobi różnicy ;)

      Usuń
  3. "Sześć nóg, dwa serca i jedno zwycięstwo" pięknie napisane! <3

    OdpowiedzUsuń

Facebook

Napisz

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *