Rajdowo :) Czyli wspominek cz.II

04:05:00

Jako, że żadne z naszej bandy nie usiedzi na tyłku dłużej niż 5 minut, w każdej wolnej chwili jesteśmy "gdzieś". Oczywiście spędzając czas w sposób aktywny i w towarzystwie futer. Poza częstymi spacerami  po okolicznych lasach, na swoim koncie mamy również kilka dalszych eskapad.

Jedną z WSPÓLNYCH całej naszej czwórki pasji są trekkingi. Sporo naszych znajomych, na słowo spacer przypomina sobie, że mieli coś załatwić, a wszystko dlatego, ze owy "spacer" nie oznacza jednego okrążenia parku, tylko jakieś 15-20 km :)

Od kilku lat wspólnie zaliczamy świetną imprezę na orientację, która odbywa się cyklicznie
w okolicach Kalisza Pomorskiego. Różni się ona od typowych rajdów na orientację tym, że poza standardowym znajdowaniem punktów każda edycja ma swój motyw przewodni i w tym temacie
są konkursy i różne wesołe zadania na trasie. W klasyfikacji uczestników nie tylko liczą się odnalezione punkty kontrolne i czas, ale również punkty za zaliczone konkursy i zadania.

Zacznijmy więc od początku naszej przygody z "NAWAŁNICĄ".  Edycja I i II nas ominęła. Przygodę zaczęliśmy od III Filmowej "Wiosennej Nawałnicy", która miała miejsce 16 kwietnia 2011, start w Kaliszu Pomorskim, meta w miejscowości Tuczno (? chyba nic nie pomyliłam ;)).
Jako, że pierwszy raz jechaliśmy na rajd w tamte okolice wyruszyliśmy z rana w sobotę. Jak się okazało tego dnia (albo kilka dni wcześniej dokładnie nie pamiętam), rozpoczęto likwidacje trakcji kolejowej, dlatego pociągiem dojechalismy tylko do Stargardu Szczecińskiego, a stamtąd był  podstawiony autobus zastępczy. Dotarlismy na ostatnia chwilę i od razu wystartowaliśmy na dystans 37 ARSOBO-KILOMETRÓW :P w rzeczywistości ciut więcej ;) Oczywiście żadne z nas nie wpadło na pomysł by przed rajdem się rozchodzić przez kilka dni i na ogromnym spontanie wyruszyliśmy
w poszukiwaniu przygód w pięknej okolicy. Futra były oczywiście zaskoczeniem dla większości no
i bardzo mile przywitane zostały. 

Po dotarciu na metę, po krótkim odpoczynku i ogłoszeniu wyników postanowiliśmy pójść dalej. Pierwotny plan był taki by nie zostawać na noc i wrócić do Szczecina. Jednak najbliższa miejscowość z możliwością złapania potencjalnego transportu do Szczecina, to Mirosławiec. Bodajże oddalona o jakieś 20 km.  Po przejściu kilku km postanowiliśmy odpuścić, zeszliśmy z drogi
w kierunku lasu i za jakimś krzakiem rozścieliliśmy śpiwór, drugi posłużył jako przykrycie, poszliśmy spać. Transport który zamówiliśmy ze Szczecina miał dotrzeć koło 7 rano - dotarł po 9
bo odczuł potrzebę zwiedzania okolicy :P  To był pierwszy raz kiedy skorzystaliśmy z ogrzewających właściwości psiaków, a Rasta dodatkowo informowała nas za każdym razem kiedy ktoś nas zauważył. Przy okazji odstraszając potencjalnych gości. Bo przecież nie wszyscy muszą wiedzieć,
że szczekanie w jej przypadku to oznaka dopominania się o przywitanie :) 












Kolejny raz, już z większą wiedzą i doświadczeniem, wybraliśmy się dzień wcześniej. Nie chcieliśmy znów pędzić na ostatnią chwilę, bo to też jest wyczerpujące.  Jako, że poprzednią edycją byliśmy zachwyceni, tym razem zabraliśmy ze sobą jeszcze jednego człowieka, który z resztą kilka miesięcy przed V edycją już kazał się zgłaszać :) Pierwszą noc spędziliśmy w namiotach na działce
u organizatora - teren ten stał się naszą najulubieńszą miejscówką w całym Kaliszu Pomorskim :) Było ognisko i świetna zabawa. Rano skorzystaliśmy z prysznica w szkole w której byliśmy zakwaterowani i wyczekiwaliśmy startu IV Chińskiej "Wiosennej Nawałnicy". Pierwotny plan
był taki iż mój Dani leci na długą (ok. 40km), a ja futra i zabrany człowiek na krótszą (ok. 20km). Kiedy D. wystartował wraz z całą ekipą na dłuższy dystans - byli stratowani jako pierwsi, my siedzieliśmy na trawce i wyczekiwaliśmy na swoją kolej. Minęło coś około godz i D.  wrócił, wszyscy byli zdziwieni, że tak szybko. Jak się okazało chciał lecieć na skróty i trafił na bagno
(stąd błoto po kolana), ale nie z nim przegrał, pokonał ów bagno i po dotarciu do drugiego punktu kontrolnego okazało się, że karta patrolowa się zgubiła :) W ten oto sposób 2 psy i 3 człowieki wystartowały jako jeden patrol na krótszą trasę :) Po drodze zaliczyliśmy sporo przygód. M.in.: panowie oddalili się zaledwie kilka metrów by zaliczyc punkt na którym nie można było dać złapać się "Koreańskim Szpiegom", i zaginęli na 1,5 h :) W tym czasie ja wolno szłam wzdłuż ścieżki,
z ichnymi plecakami, 2 psami i swoim ekwipunkiem. Pod ich nieobecność natknęliśmy się na stado pędzących dzików, dzikiego psa który w moich wyobrażeniach na pewno chciał nas pogryźć,
a okazał się miłą suczką. Psica powędrowała za grupką dzieci, aż na metę rajdu. Całe szczęście
na trasie skończył nam się zapas wody i zapukaliśmy do pierwszego lepszego gospodarstwa.
Jak się okazało panu zaginęła suczka, która z rysopisu przypominała tego groźnego i dzikiego
psa. Pan zostawił mi swój numer kom i po dotarciu na metę zwabiliśmy psice naszym specjałem - wątróbkowymi ciasteczkami, dzięki czemu siedziała z nami, aż do przyjazdu właściciela, który
w ramach podziękowań zaprosił nas na gratisowy urlop w jego agroturystyce i obdarował pyszną domową konfiturą.

Na mecie czekało na nas żarełko. Psiaki zniknęły w transporterach, a my mogliśmy w spokoju zjeść, no prawie bo co chwila ktoś pytał czemu psy pojechały do domu i nikt nie wierzył, ze śpią w transporterach :) Co do kolacji to do tej pory nie doszliśmy do tego czy chińska papka była tak pyszna czy my tak głodni, ale każde z nas zjadło po 2 wielkie porcje :)
Tym razem nocowaliśmy w sali zbiorczej na materacykach :) Przyjechaliśmy i wracaliśmy PKS'em. Jako, że ten powrotny mięliśmy około południa, postanowiliśmy zostawić plecaki i pójść troszkę "pozwiedzać". Nawet załapaliśmy się na śniadanko na łonie natury tzn. w parku :) 





Poranna rozgrzewka w formie zapasów :)




Czekamy na start :)




Mapka z trasy długiej


Tatuś wrócił!!! Rasta cieszyła się jakby go co najmniej z rok nie widziała ,a to była raptem godzina:)







Odpoczywamy przed powrotem




Poprzednie edycje bardzo nam się podobały, dlatego swoim entuzjazmem zaraziliśmy innych, którzy postanowili sprawdzić czy faktycznie jest tak fajnie :) Niestety kilka osób odpadło kilka dni wcześniej - skręcony staw skokowy i inne ważne sprawy. Więc wyruszyliśmy w piątek, pociągiem,
w liczbie 7 szt. człowieków , przez chwilę nawet 8 bo córa koleżanki jechała z do babci tym samym pociągiem co my + 2 szt psów). W obie strony testowaliśmy przejazd szynobusem. Pomijając niemiłego pana kierownika w drodze powrotnej, bardzo nam się podobało. Oczywiście nocowaliśmy w najfajniejszym miejscu w całym Kaliszu, w namiotach. Było tez ognicho :)  

Tym razem start rajdu był z Pałacu Wedlów. Na długą trasę (ok. 40km) Dani śmignął sam, a ja
z futrami i znajomym (defacto poznanym na jednym z rajdów - Włóczykij Trip Extreme - trasa 50 km, edycja w 2011 roku, który był naszym pierwszym tak długim rajdem i to z psami, startowałam
z przypadkowo zwerbowanym znajomym, gdyż Dani dzień przed rajdem został wysłany w delegację i na szybko trzeba był znaleźć kogoś w jego miejsce).

Na krótką nasz człowiek z ubiegłej edycji i "ulubiony wujek Dołka", który zajmował się nim podczas mojej jednej delegacji.  Jedyna kobieta w teamie, poza mną, ze swoim kumplem jako jedyni wybrali trasę mieszaną, ale większą część pieszego odcinka zaliczyli z nami. Mimo kilku "wypadków"
na trasie wszyscy świetnie się bawili i zdeklarowali swoją obecność na kolejną edycję. Kto wie może team znów się powiększy :)

Zapomniałam dodać, że tym razem nasze psiaki ni były jedynymi czworonożnymi uczestnikami,
a na przyszły rok już szykują się kolejne. 

Nocleg tym razem zaliczyliśmy w remizie strażackiej w kameralnej ilości niesamowitych ludzi, zapoznanych na poprzednich edycjach.








Niedzielny poranek w promieniach słońca :)










 A to zdjęcia z "Włóczykij Trip Extreme" 2011




W 2014 roku  VI Wiosenna Nawałnica odbędzie się w sobotę 12 lub 26 kwietnia 2014, w konwencji JAPOŃSKIEJ. Wiemy też, że ma być sporo ulepszeń, tak więc będzie jeszcze lepsza zabawa :) My już się psychicznie nastawiamy :)



You Might Also Like

3 comments

  1. niezła trasa :) my n a razie trenujemy kondycję i zapał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najłatwiej na imprezach tego typu ćwiczyć zapał i kondychę :D Jak wystartujesz to do mety musisz jakoś się doczłapać :) Nawet pomijając zaliczanie punktów, parę km trzeba zrobić :) Są różne opcje odległości więc coś wybrać się da. Może w przyszłym roku dołączycie do nas??

      Zapomniałam dodać, że krótka w tym roku to ok. 20 km, a mieszana 30km pieszo + 6km kajakiem :)

      Usuń
    2. może nam się uda w przyszłym roku::)))

      Usuń

Facebook

Napisz

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *